Forum Forum Anty - dyskryminacyjne Strona Główna Forum Anty - dyskryminacyjne
Rasizm - Antysemityzm - Ksenofobia ...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kobiety, seks i patriarchat

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Anty - dyskryminacyjne Strona Główna -> Uprzedzenia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
aktywnispolecznie.org
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: www.fare.aktywnispolecznie.org

PostWysłany: Sob 21:32, 11 Mar 2006    Temat postu: Kobiety, seks i patriarchat

Magdalena Tilszer* 10-03-2006, ostatnia aktualizacja 10-03-2006 20:23

Wolność kobiety, pozwalająca decydować o własnym życiu, nigdy nie była tak samo oczywista jak wolność mężczyzny. I to niezależnie od tego, czy patrzymy na to przez pryzmat dziejów społecznych, czy ewolucji człowieka

Problem patriarchatu, a szerzej - miejsca kobiety w społeczeństwie i rodzinie, nadal traktowany jest w Polsce z przymrużeniem oka. Albo zbywa się go jako bajdurzenie wściekłych feministek, albo też pokrywa wymownym milczeniem. Największe koszty rodzicielstwa ponosi jednak kobieta, a wszelkie działania zmierzające do wpłynięcia na jej zachowania rozrodcze dotyczą delikatnej sfery jej wolności i intymności. Sfery, która przez wieki była deptana i naruszana. Za dążeniem mężczyzn do dominacji, najpierw na szczeblu rodziny, potem społeczeństwa, czyli za patriarchatem, stoi przede wszystkim pokusa kontrolowania seksualności kobiety ugruntowana przez tysiące lat ewolucji naszego gatunku.

Książki znakomitych autorek - historyczki Marii Boguckiej "Gorsza płeć" oraz amerykańskiej antropolog Sarah Blaffer Hrdy "Kobieta, której nigdy nie było" - które niedawno pojawiły się w polskich księgarniach, są rzadkimi przypadkami głębokiej refleksji nad kwestią patriarchatu i analizy jego przyczyn. Podczas gdy o książce Boguckiej było głośno, wybitna praca Sarah Hrdy nie spotkała się dotąd z żadną odpowiedzią. Niesłusznie. Ta wydana w 1981 roku książka wnosi bowiem do debaty o miejscu kobiety w społeczeństwie spojrzenie oparte na teorii ewolucji, które rozprawia się z wieloma funkcjonującymi wciąż mitami i wyjaśnia to, czego nie są w stanie pokazać nauki społeczne. Dlatego jej lektura jest nieodzownym uzupełnieniem pracy Marii Boguckiej doskonale pokazującej, jak na przestrzeni wieków funkcjonowały przekonania, uprzedzenia i stereotypowe wyobrażenia o roli i miejscu kobiety w społeczeństwie. Ten dwugłos niejednego może zaskoczyć. W jakim stopniu "zawdzięczamy" patriarchat naszej cywilizacji? Jak dalece uwarunkowany jest on przez nasze role płciowe? A może skłonność do dominacji mężczyźni mają w genach? Czy kobieta zdeterminowana jest do roli "słabszej" płci przez naturę, czy też rola taka przypisana została jej w inny sposób? Dopiero rozwikłanie tych problemów, jak pokazują Bogucka i Hrdy, pozwoli nam właściwie docenić znaczenie dyskusji o równouprawnieniu kobiet i zaproponować konkretne rozwiązania prawne.

Kobieta, czyli nieudany mężczyzna

"Z jednej strony Biblia, z drugiej - dorobek intelektualny starożytnych filozofów, uczonych i pisarzy uformowały typ umysłowości mieszkańca Europy" - pisze Bogucka. Antyczne i biblijne wyobrażenie o tym, kim jest kobieta i jakie powinna zajmować miejsce w społeczeństwie, było "dziedziczone" przez wieki. W czasach biblijnych kobieta była, jak pisze Bogucka, "poddana władzy ojca i męża, ograniczona w swych możliwościach i prawach, traktowana przedmiotowo, często wręcz brutalnie. Prawodawstwo Starego Testamentu stoi na straży praw męża w stosunku do żony, nigdy na odwrót". Najlepiej asymetrię tę oddaje sposób pojmowania winy za cudzołóstwo, które uważane było za największe przewinienie wobec małżeństwa. "Mężczyzna cudzołożąc, nie grzeszył przeciwko swej żonie, ale przeciwko mężowi żony, z którą obcował". W antyku sytuacja kobiet nie wyglądała inaczej. Nie miały one dostępu do spraw publicznych. Zamykane były w domach. Ich obowiązkiem było rodzić dzieci i zajmować się domem, a cnotą - posłuszeństwo mężowi.

Jeśli nasza kultura europejska wyrasta z tradycji judeochrześcijańskiej i grecko-rzymskiego antyku, nie można się dziwić, że przez tyle wieków przekonanie o tym, że kobieta podlega mężczyźnie, pozostawało aksjomatem. Nie każdy dziś zdaje sobie sprawę, że jeszcze w czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej toczono spory o to, czy kobieta to też człowiek; że w czasach reformacji wielu duchownych zastanawiało się, czy kobieta ma duszę; że za cudzołóstwo kobieta karana była nawet śmiercią, a mężczyzna grzywną; że kobiety z ludu wykonywały najcięższe prace fizyczne za najmniejsze wynagrodzenia, np. w górach przenosiły na plecach ładunki tam, gdzie transport konny był zbyt niebezpieczny, piłowały drewno, nosiły cegły na budowę, były zaprzęgane do pługa. Trzeba przy tym pamiętać, że kobieta przez prawie całe swoje dojrzałe życie była w ciąży. A każda ciąża i każdy kolejny poród był realnym zagrożeniem zdrowia i życia, nie tylko dla tych niedożywionych, ciężko pracujących fizycznie. Na gorączkę połogową umierały z takim samym prawdopodobieństwem szlachcianki i chłopki, ze względu na nieświadomość znaczenia higieny.

Jeszcze w drugiej połowie XIX wieku premier Wielkiej Brytanii William Gladstone twierdził, że "mieszanie się kobiet do polityki naruszy ich delikatność, czystość, subtelność, a więc cechy stanowiące podstawę kobiecej natury". Z wypowiedzi tej wynika, że kobiety powinny zrzec się wpływu na własny los, aby nie stracić powabu w oczach premiera Gladstone'a i innych mężczyzn... Ale racjonalizowanie, nawet tak absurdalne, służyło temu, co jest istotą patriarchatu: trzymaniu kobiet z dala od władzy i pozbawieniu ich możliwości decydowania o sobie samych.

Winne społeczeństwo...

"Gorszość" kobiecej płci, którą opisuje Bogucka, to jednak tylko jedna strona medalu. Ani jej książka, ani dyskusja, którą wywołała, nie odpowiada na pytanie, które nasuwa się automatycznie: dlaczego mężczyznom zależało na zdobyciu władzy nad kobietami i dlaczego zamiar ten tak doskonale się powiódł? Bo przecież "gorszość" czy "lepszość" nie może polegać tylko na sile mięśni czy też woli. Za przyczynę powstania patriarchatu autorka uznała podział na role płciowe, który musiał utrwalić się jeszcze w epoce kamienia łupanego. Wyglądać to mogło w skrócie tak: najpierw relacje między mężczyznami a kobietami były równe. Dopiero w drodze rozwoju prymitywnych społeczeństw kobiety przyjęły na siebie wszystkie obowiązki związane z wychowywaniem dzieci, a mężczyźni z zapewnianiem pożywienia (mięsa). Taki podział sprawił, że kobiety, pozostając w domu, straciły możliwość zajmowania się sprawami plemiennymi, a mężczyźni zyskali dodatkową przewagę, bo to od ich woli zależało, czy kobieta dostawała wysokobiałkowe pożywienie. Mężczyźni nie tylko mieli więc wpływ na to, co działo się w wiosce, ale w zamian za dostęp do upolowanej zwierzyny zaczęli również wymagać od kobiet posłuchu.

W tej interpretacji patriarchat miałby być efektem postępującego skomplikowania życia społecznego, które na pewnym etapie musiało pociągnąć za sobą podział pracy i ról społecznych. To rodzące się społeczeństwo wskazać miałoby kobiecie miejsce, które potem przez wieki miała zajmować: przy dzieciach, ognisku domowym i przede wszystkim - w pozycji całkowitej podległości mężczyźnie.

...czy dobór naturalny?

Jednak sprawa wcale nie jest tak oczywista. Antropologia ewolucyjna, która zajmuje się odpowiedzią na takie i podobne pytania, proponuje całkowicie odmienne wyjaśnienie przyczyn powstania patriarchatu. Książka "Kobieta, której nigdy nie było" to najpełniejszy wykład koncepcji źródeł patriarchalnego modelu społeczeństwa opartej na teorii ewolucji. Według jej autorki, Sarah Blaffer Hrdy, profesor z renomowanego University of California w Davies, u genezy tego problemu leżą nie przemiany form życia społecznego, lecz sprawy związane z seksualnością kobiety i niepewnością ojcostwa. Patriarchat, twierdzą ewolucjoniści, sięga korzeniami głębiej niż historia ludzkich społeczeństw. Podział na role płciowe mógł być czynnikiem wspomagającym jego rozwój. Ale kluczem do rozwiązania zagadki patriarchatu są prawa doboru naturalnego, którym podlegaliśmy na równi ze zwierzętami.

"Całe rozdziały ludzkiej historii można odczytać jako dzieje podejmowanych wciąż na nowo prób powstrzymania żeńskiego promiskuityzmu i ustalenia - na podstawie niepewnych przesłanek - ojcostwa" - pisze Hrdy. W przeszłości nie byliśmy wcale gatunkiem monogamicznym. Brak wyraźnej rui, ukryta owulacja oraz zdolność do odbywania stosunków przez cały cykl sprawiały, że mężczyzna nigdy nie miał pewności, czy to on jest ojcem dziecka. Stąd praprzyczyną wszystkich zabiegów mężczyzn o dominację nad partnerkami płciowymi było dążenie do kontrolowania ich seksualności. Mężczyznom - samcom - chodzi o to, by nie inwestować swoich cennych zasobów w opiekę nad cudzymi dziećmi. Oczywiście nie chodzi tu o świadome działanie, lecz o efekt oddziaływania doboru naturalnego. Jego prawa są twarde: sukces odnoszą tylko te osobniki, które pozostawiły po sobie najwięcej potomków. Inwestycja czasu i energii w potomstwo rywala wyklucza geny takiego samca z puli przekazywanej kolejnym pokoleniom. My wszyscy jesteśmy potomkami tych sprytnych mężczyzn, którzy "wiedzieli", które dzieci otaczać opieką.

Wnioskowanie o zachowaniu naszych przodków można by podać w wątpliwość, wskazując na brak niepodważalnych dowodów. Cóż zrobić, śladów zachowania nie można znaleźć w bursztynie. Jednak zakładając, że my również jesteśmy częścią świata zwierząt i przez bardzo długi okres istnienia naszego gatunku podlegaliśmy tym samym prawom doboru naturalnego co inne organizmy, istotne wnioski możemy wyciągnąć z porównania zachowań ludzi i zwierząt. Dają one wiele do myślenia. Otóż relacje międzypłciowe wśród najbliżej z nami spokrewnionymi małpami określić można jako patriarchalne. I to pomimo tego, że wśród małp nie ma podziału na role płciowe. Nawet u człekokształtnych samica przez cały dzień robi to samo co samiec - zdobywa pożywienie, szuka schronienia, strzeże swojego bezpieczeństwa. Wynika z tego, że, po pierwsze, dążenie do dominacji mężczyzn (samców) nie jest pochodną podziału na role płciowe, oraz, po drugie, że nie jest ona czymś wybitnie ludzkim.

Naturalny konflikt płci

Skłonność jednej płci do dominacji nad drugą świadczy o istnieniu zasadniczego konfliktu między nimi. Interesy samca i samicy nigdy nie są identyczne. Wynika to stąd, że samica, zwłaszcza ssaka, aby wydać na świat jednego potomka, musi poświęcić dużo więcej czasu i energii niż samiec. Jemu wystarczy jedynie zapłodnić samicę. W czasie, który samica poświęca na odchowanie jednego potomka, może on zapładniać kolejne, nie troszcząc się tak bardzo jak samica o pozostałe swoje dzieci.

Błędne byłoby jednak założenie, że skutkiem konfliktu płci musi być nieodwołalnie dominacja samców nad samicami. Wbrew pozorom w przyrodzie samice dysponują metodami, by się jej skutecznie przeciwstawiać. Podstawową formą takiej obrony jest wśród małp solidarność z innymi samicami. Jest ona możliwa dzięki temu, że żyjące ze sobą w grupie samice są spokrewnione, a więc łączą je wspólne geny. I to wystarczy, by wyzwolić chęć niesienia pomocy. W obliczu istnienia solidarnej "koalicji" żeńskiego rodu samiec nie tak prędko odważy się użyć siły. W rezultacie wynik walki o dominację jest u większości gatunków wyrównany.

Istnieje wielka różnorodność zachowań między płciami wśród małp. Gdyby wyobrazić sobie oś, na której z jednej strony znalazłyby się gatunki zdominowane przez samce, a z drugiej przez samice, to większość gatunków znalazłaby się gdzieś pośrodku. Na matriarchalnym końcu tej osi byłoby ledwie kilka gatunków. Patriarchalny biegun byłby nieco bardziej zatłoczony. Znaleźliby się tam nasi najbliżsi kuzyni: szympansy, goryle, orangutany. A człowiek? Otóż okazuje się, że gatunek ludzki zajmuje w "patriarchalnej" części tej osi miejsce najbardziej skrajne.

Zgubny brak solidarności

To, że patriarchalizm w szczególnie silny sposób wykształcony jest u ludzi, nie powinno dziwić. Przede wszystkim w większości tradycyjnych kultur to kobieta przy zamążpójściu przenosi się do domu męża. Panna młoda ma w nim najniższy status. Wkracza bowiem na terytorium innych kobiet, przede wszystkim teściowej i jej córek, w których raczej nie znajduje sojuszniczek, lecz konkurentki. U ludzi ten podstawowy w przyrodzie warunek obrony przed dominacją samców - solidarność między przedstawicielkami płci żeńskiej - po prostu nie funkcjonuje. Brak solidarności między kobietami wynika według Marii Boguckiej stąd, że kobiety jako grupa nie mają wspólnych interesów - różnią się przynależnością do grup społecznych, zawodowych, klasowych, narodowościowych, wyznaniowych. To prawda, ale takie wyjaśnienie jest dla antropologów zbyt powierzchowne. Głębsze przyczyny zgubnego w skutkach "indywidualizmu" kobiet wywieść można z ewolucji. Solidarność z grupą wyodrębnioną na podstawie płci (żeńskiej) nigdy się w historii naszego gatunku nie pojawiła. Kobiety zawsze solidarne były ze swoimi krewnymi, z którymi łączą je wspólne geny, a nie z innymi kobietami. Nawet najbardziej wpływowe kobiety, jak Elżbieta I, wykorzystywały władzę do swoich osobistych celów, nie czyniąc nic na rzecz kobiet jako grupy.


Skąd więc pojawiło się w końcu hasło równości płci, świadczące przecież o istnieniu przekonania o wspólnocie interesów kobiet? Jak twierdzi Hrdy, "w naszym gatunku nie jest [ono] produktem ewolucji - to idea, którą udaje się realizować w trudnej walce, dzięki inteligencji, uporowi i odwadze". Jest ona produktem procesów, które przez długi czas dotyczyły tylko mężczyzn: oświecenia, demokratyzacji, rozpowszechniania idei praw człowieka. Trzeba było wielu setek lat przeobrażeń naszej kultury, aby dojść do przekonania, że kobiety mają ze sobą jednak coś wspólnego i powinny wspólnie zabiegać o należne im miejsce w społeczeństwie.

Brak solidarności między kobietami to niejedyna przyczyna powstania tak skrajnej formy ludzkiego patriarchatu. Po pierwsze, niebywałe znaczenie ma zdolność mężczyzn do zawiązywania sojuszy między sobą, których celem jest utrzymywanie kontroli nad kobietami. Cechę tę mężczyźni odziedziczyli po praludzkich przodkach, a rozwój kultury jeszcze ją wzmocnił. Całe ustawodawstwo dyskryminujące kobietę jako człowieka jest przykładem tej kooperacji. Po drugie, nie do przecenienia jest wspomniany przez Bogucką podział na role płciowe oraz rozwój ekonomii, który sprawił, że mężczyznom szybko udało się zdobyć kontrolę nad środkami do życia. Badania wskazują jednoznacznie, że tam, gdzie mężczyźni trzymają pieczę nad finansami rodzinnymi, tam kobiety są bardziej podatne na przemoc z ich strony.

Genetyczna determinacja?

Ewolucyjne spojrzenie na przyczyny powstania patriarchatu niczego nie usprawiedliwia ani nie potępia, nie daje też podstaw do osądów moralnych. Sarah Hrdy pisze, że "to dobór naturalny, a nie mężczyzna jako taki - odpowiada za to wszystko". Praw ewolucji nie należy też utożsamiać z determinizmem genetycznym. To, że patriarchat ma swoje korzenie w naturze, nie oznacza, że mężczyźni są "genetycznie zaprogramowani", aby wykorzystywać kobiety i narzucać im swą wolę. Podobnie jak kobiety nie mają w genach skłonności do podporządkowywania się mężczyznom. Wszyscy naukowcy badający człowieka podkreślają jedno: ludzkie zachowanie jest niezwykle elastyczne. Aby coś wyegzekwować, możemy równie dobrze użyć agresji, perswazji lub pójść na kompromis. To od naszej woli, oceny moralnej i okoliczności, w jakich się znajdujemy, zależy, którą taktykę wybierzemy. Dotyczy to także patriarchatu. Należy postrzegać go jako strategię, która służy osiąganiu pewnych celów w określonych warunkach, również kulturowych. Gdy te warunki się zmieniają, np. na skutek rozpowszechnienia się przekonania, że prawa człowieka dotyczą również kobiet, strategia ta nie będzie już tak skuteczna. Widać to wyraźne na przykładzie Szwedów. Idea równouprawnienia obu płci należy tu do kanonu wartości podstawowych. Relacje między partnerami są więc bardziej egalitarne. Mężczyzna o patriarchalnym poglądzie na małżeństwo miałby po prostu problem ze znalezieniem żony. Szwedzi nie różnią się od pozostałych narodów genetycznie, a tylko kulturą i systemem wartości.

Ewolucyjna perspektywa pokazuje jeszcze jedno - to, co zostało osiągnięte przez ostatnich sto lat w dziedzinie równouprawnienia, jest bytem delikatnym i niekoniecznie trwałym. Trzeba o tym szczególnie pamiętać, ustanawiając urlopy wychowawcze, becikowe i inne prorodzinne rozwiązania. Wydaje się, że rewolucja moralna, za sprawą której nastąpiłby zwrot w myśleniu o miejscu kobiety w społeczeństwie, jest dopiero przed nami. Akceptacja tego, że stworzenie kobietom większych szans samorealizacji i decydowania o własnym losie jest warunkiem koniecznym dobrej polityki prorodzinnej i rozwoju demograficznego, to dla wielu naszych polityków bariera nie do pokonania. Brak wrażliwości na tę kruchą równowagę między kobietami a mężczyznami, o której pisze Sarah Hrdy, budzi niepokój. Tymczasem nie wolno zapominać, że wolność kobiety do decydowania o własnym życiu nigdy nie była tak samo oczywista jak w przypadku mężczyzny. I to niezależnie od tego, czy patrzymy na to przez pryzmat dziejów społecznych, czy ewolucji człowieka.

*Magdalena Tilszer - biolog, doktorantka w Instytucie Nauk o Środowisku Uniwersytetu Jagiellońskiego


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Anty - dyskryminacyjne Strona Główna -> Uprzedzenia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin