Autor Wiadomość
aktywnispolecznie.org
PostWysłany: Sob 12:33, 10 Cze 2006    Temat postu: Benedykt zamazuje historię

Daniel Jonah Goldhagen* 04-06-2006 , ostatnia aktualizacja 02-06-2006 20:40

Benedykt XVI pytał w Auschwitz, gdzie był Bóg. To pytanie godne księdza. Nie spytał jednak, gdzie był wtedy Kościół - pisze amerykański historyk

Rzadkie i podniosłe chwile pozwalają politycznym i religijnym przywódcom wryć się słowem lub gestem w historyczną świadomość ludzi. W 1970 roku kanclerz Niemiec Willy Brandt padł spontanicznie na kolana, jawnie poruszony i skruszony (choć sam był wrogiem nazizmu) przed pomnikiem powstania w warszawskim getcie. Zapamiętano, że Jan Paweł II, który jako pierwszy papież odwiedził w 1986 roku rzymską synagogę, w słowach pełnych pokory nazwał zgromadzonych tam Żydów "naszymi starszymi braćmi".

Papież Benedykt XVI miał swoją ważną chwilę w Auschwitz. Kiedy dzisiaj prezydent Iranu i inni z furią zaprzeczają Holocaustowi, obecność Benedykta w tym miejscu zyskuje szczególne historyczne i polityczne znaczenie. Niemiecki papież potwierdza nią, a także swoimi słowami, fałsz kłamstwa zaprzeczającego Holocaustowi. Nastał, jak powiada papież, jako ten, który spełnia "obowiązek prawdy".

Jednak dobry uczynek, jakim była jego wizyta w Auschwitz, przesłoniły słowa, które tam padły, a którym zabrakło szczerości Brandta, pokory Jana Pawła II i wierności prawdzie, którą wszak głosi sam Benedykt XVI. Papież wolał zamazać historię, uciec od moralnej odpowiedzialności, ominąć dość oczywisty polityczny obowiązek.

Benedykt XVI zupełnie niesłusznie uwolnił Niemców od odpowiedzialności za Holocaust, składając ją na "zbrodniarzy", którzy "wykorzystali i wyzyskali" naród niemiecki, ogłupiony i przymuszony do odegrania roli narzędzia zniszczenia. W rzeczywistości ogół Niemców popierał prześladowania Żydów, a większością setek tysięcy sprawców byli zwykli, chętni Niemcy. Nie jest słuszne przypisywanie całej, a nawet głównej winy za Holocaust jakiejś wydzielonej grupie "zbrodniarzy". Żaden niemiecki uczony ani polityk głównego nurtu nie odważyłby się dziś zaoferować swojej publiczności zmitologizowanej wersji Benedykta jako wizji przeszłości.

Jak Benedykt słusznie zauważył, "władcy Trzeciej Rzeszy chcieli zniszczyć cały żydowski naród". Ale zaraz potem nazwał Holocaust atakiem skierowanym zasadniczo nie przeciw Żydom, tylko przeciw chrześcijaństwu, twierdząc niezgodnie z prawdą, że prawdziwym powodem, dla którego naziści chcieli zgładzić Żydów, była chęć "wykorzenienia chrześcijaństwa" - że ich mordercze zamiary wobec judaizmu i jego wyznawców wzięły się stąd, że z religii tej narodziło się chrześcijaństwo.

Jak wie każdy historyk, a nawet student - a czego historycy Kościoła raczej nie lubią podkreślać - niemieccy sprawcy nie uważali Żydów za ugrupowanie religijne, tylko złowrogą, potężną rasę. Chęć ich unicestwienia, co dzisiaj jest już tezą dość zbanalizowaną, nie miała nic wspólnego z wrogością wobec chrześcijaństwa.

Benedykt nie umiał przyznać, że Auschwitz był fabryką śmierci zbudowaną głównie z myślą o Żydach ani że Niemcy mordowali Żydów, bo ich po prostu nienawidzili. Na tym m.in. polega jego generalna niezdolność stawienia czoła zasadniczej wadze Holocaustu w niemieckim ludobójstwie. Godne to zaprawdę i sprawiedliwe pamiętać, że Niemcy mordowali także innych, jednak z 1,1 miliona ofiar Auschwitz 1 milion stanowili Żydzi. Benedykt nawet o tym nie wspomina, poświęcając wymordowaniu Żydów niecałe 200 słów z niemal 2,3 tys.

Historyczne fałszerstwo Benedykta, jakim jest chrystianizacja Holocaustu, jest skandaliczne moralnie także dlatego, że zaciemnia kłopotliwą prawdę o katolickim Kościele - wszystkie europejskie Kościoły uczestniczyły po cichu, a czasem czynnie w prześladowaniu Żydów. Powodowani antysemityzmem papież Pius XII, biskupi niemieccy, biskupi francuscy, przywódcy polskiego i innych Kościołów popierali prześladowanie Żydów bądź do niego wzywali (choć nie popierali ludobójstwa). Ale niektórzy - jak Kościół słowacki i chorwaccy księża - opowiadali się za masowymi mordami, a nawet w nich uczestniczyli.

Tak i na inne jeszcze sposoby papież Benedykt XVI pozrywał i pogmatwał związki między Kościołem i chrześcijaństwem a Holocaustem, co w porównaniu ze stanowiskiem Jana Pawła II było znacznym krokiem wstecz.

Jeszcze bardziej szokujące jest jednak to, że przechodząc przez wrota Auschwitz, Benedykt nie wspomniał ani razu o sile żywotnej Holocaustu, czyli o antysemityzmie (nie mówiąc już o powszechnym w Europie przez stulecia antysemityzmie chrześcijan, którego zwieńczeniem był nazizm i Holocaust). Bez względu na istotne różnice między jego nazistowskim wydaniem a chrześcijańskimi korzeniami to właśnie antysemityzm jest nieuchronnym historycznym i moralnym łącznikiem między Kościołem, nazistami i Auschwitz.

Poczynając od Soboru Watykańskiego II Kościół stanowczo potępia antysemityzm, uznając go nawet za grzech. Jednak w tej kwestii w Auschwitz Benedykt XVI uprzejmie milczał.

Wreszcie spytał, gdzie był Bóg - pytanie godne księdza. Co interesujące, nie spytał, gdzie był wtedy Kościół. Słowa Benedykta o tajemnicach wiary zaciemniają najbardziej kontrowersyjne zachowania Kościoła i Piusa XII w czasach Holocaustu: dlaczego nie przemówili, dlaczego nie zrobili więcej, żeby pomóc Żydom?

Benedykt okazał wiele dobrej woli, próbując naprawiać stosunki Kościoła z Żydami. Jednak wybielając przeszłość - oczyszczając zarówno niemieckich sprawców, jak i Kościół, uniwersalizując Holocaust, niebędący wedle papieża głównie żydowskim doświadczeniem - cofnął on wskazówki zegara, przecząc temu, co przed nim ogłosił Kościół katolicki - że Kościół musi uporać się ze swoim antysemickim dziedzictwem, że liczni katolicy prześladowali Żydów i że Kościół winien bardziej pomagać prześladowanym.

A nade wszystko, wedle słów francuskich biskupów z 1997 roku, Kościół winien wyznać swoje grzechy i wyrazić skruchę. Dopiero wtedy Benedykt będzie mógł poprosić ofiary o wybaczenie.

Przełożył Sergiusz Kowalski



Goldhagena zmagania z Holocaustem



Książka Daniela Jonaha Goldhagena (profesora w katedrze historii europejskiej Uniwesytetu Harvarda) "Gorliwi kaci Hitlera. Zwyczajni Niemcy i Holocaust" opublikowana w 1996 r. była bestsellerem po obu stronach Atlantyku (pol. wyd 1999).


Autor twierdził w niej, że wykonawcami zbrodni na Żydach byli dobrowolni mordercy - zwyczajni Niemcy, a nie nazistowskie potwory zaczadzone ideologią. Nie byli specjalnie szkoleni, po prostu działali pod wpływem tego, co Goldhagen nazywa wspólnym dla Niemców "światopoglądem eliminacyjnym".

Goldhagen śledzi rozwój niemieckiego antysemityzmu od średniowiecza do czasów najnowszych, aby stwierdzić „społeczeństwo niemieckie było w sposób »aksjomatyczny « antysemickie (...). Nie ulega wątpliwości, że nazistowski antysemityzm (...) był integralną częścią niemieckiej kultury politycznej”.

W zeszłym roku ukazała się po polsku kolejna głośna praca uczonego z Harvardu "Niedokończony rozrachunek. Rola Kościoła katolickiego w Holocauście i niedopełniony obowiązek zadośćuczynienia". Goldhagen stawia tezę, że Kościół ponosi znaczną odpowiedzialność za prześladowania Żydów i w konsekwencji za Zagładę.

Według Goldhagena Kościół wciąż uchyla się od zadośćuczynienia za krzywdy, jakie wyrządził Żydom. Książka ta spotkała się z bardzo stanowczą polemiką zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Europie, wśród publicystów i historyków związanych z Kościołem, jak i od niego odległych.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group